Biegłem coraz wolniej. Możliwe że sił mi brakowało. Ale co ja się będę poddawał! Śmiałem się niebezpieczeństwu, bólowi i osłabieniu w twarz. Ujrzałem moje śniadanie...była to biała sarna. Od razu się na nią rzuciłem a ona nawet nie wiedziała co to. Zabiłem i zjadłem. Proste... Teraz tylko miałem poszukać watahy.
-Ehh...nie łatwo będzie.
Westchnąłem i rozejrzałem się. Uśmiechnąłem się widząc w oddali jakąś wilczycę.
-Hej, hallo!
Krzyczałem i biegłem pędem w jej stronę. Humor mi popisywał jak na co dzień. Podbiegłem do niej.
-No hej.
Uśmiechnąłem się radośnie.
-Jestem Steve...szukam watahy? A Ty....może znasz jakąś....?
(Jakaś samica?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz