Nie wiedziałam że tak to się skończy. Czułam się źle, choć wiedziałam że Riami robi to dla mojego dobra. Ale nie będzie tak łatwo znaleźć watahę i na dodatek partnera. Cieszę się z jednego powodu, czuje że o mnie dba i mnie kocha. Szłam tak rozmyślając o życiu. W ciemną aczkolwiek ciepłą noc, towarzyszył mi księżyc i gwiazdy. W dodatku leśne zwierzęta. Rosa pokrywała trawę a ja szłam aż coś poczułam. Był to zapach wilka...a nawet wilków. Nie wierzyłam własnym zmysłom. Nieprawdopodobne że tak szybko natknęłam się na watahę. Nagle usłyszałam głos a księżyc zabłysnął:
-Jestem zawsze przy Tobie...córeczko.
Uśmiechnęłam się wiedząc że to moja przyszywana mama. Skierowała mnie również w te strony. Położyłam się na jednym z drzew wiedząc że lepiej nie zaskakiwać ich swoją obecnością w nocy. Ziewnęłam słodko mówiąc:
-Dobranoc ....
Po czym zasnęłam.
*Wcześniej rano*
Kiedy poczułam promyki słońca łuskające moją sierść otworzyłam jedno z oczu. Westchnęłam i już chciałam zejść kiedy usłyszałam ruch. Pod drzewem leżał wilk...czarno-biały. Hmm jak ja. Patrzył na słońce a może w dal? Niczego nie byłam pewna. No i jak teraz zrobić dobre wrażenie, nie wiedziałam. Westchnęłam bezradnie. Bałam się go...jego reakcji. Zeszłam po drugiej stronie drzewa, powoli i bezszelestnie. Kiedy zeszłam usłyszałam ziewnięcie samca. Okrążyłam drzewo a on tam dalej był. Wzięłam się w garść i stanęłam przed nim.
(Vaskes, proszę....?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz